niedziela, 21 września 2014

"Mój mały Eden"

Kontri musiał zauważyć lekkie zaskoczenie na twarzy Kasztana. Lekkie? Ono było gigantyczne, minęła już minuta od kiedy otworzył mu 'wrota', a ten wciąż stał nieruchomo z otwartymi ustami i lustrował swoimi oczami, niczym radarami, wnętrze szopy.
-No właź kurde bo zimno leci. - upomniał go Kontri
Kasztan przekroczył próg, ale poza tym jego twarz niewiele się zmieniła. Usta nadal miał otwarte niczym karp wyciągnięty z wody, a oczy poruszały się powoli w oczodołach od prawa do lewa. W głowie natomiast działy się dziwne rzeczy, które można by tylko opisać w kreskówkowy sposób. A to jakiś trybik powodował poruszenie się innego, który uruchamiał wentylator, który wytwarzał wiatr przesuwający żaglówkę w misce, która trafiała kijem bilardowym do siebie przywiązanym w bile itd. itd. Na końcu pod kopułą jego czaszki zaczynało się gotować, a nadmiar pary uchodził przez gwizdek do atmosfery. Do Kontriego w końcu dotarło to, że z jego kolegą jest coś nie tak, więc zagadnął
-Ej, żyjesz?
-Eeeeeeee, nooooo, eeeee, yyyyyy... - dość lakonicznie zaczął swą wypowiedź Kasztan - nie wiem. Skąd Ty to tutaj masz? Co to w ogóle jest, jak to możliwe, że w TYM kraju, w TYM garażu, stoją i wiszą TAKIE rzeczy?!
-Hm... nie wiem, jakoś się uzbierało - uśmiechnął się Kontri - Chcesz kawy?
-A nie masz czegoś mocniejszego? Po tym co zobaczyłem, nie muszę sobie podnosić ciśnienia, a raczej trochę upuścić.
-No to masz browara.
Kontri wyjął dwa piwa, jedno z nich podał Kasztanowi i rozsiadł się w pięknym jasnym skórzanym fotelu pochodzącym z ostatniego Scorpio.
-Siadaj nie krępuj się - zwrócił się do Kasztana
Można było usłyszeć psyknięcie otwieranych puszek. Kasztan usiadł w podobnym fotelu jednak o troszeczkę innym kolorze skóry, jakby bardziej czerwonym. Choć jak usiadł zobaczył, że fotel jest jakby w ciapki, albo pręgi. Coś jakby to był jakiś design marmurkowy. Beżowy i beżowo-czerwony.
-Nie chce się sprać gówno. Może jakby ktoś na świeżo to wyczyścił to by śladu nie było, no ale kto myśli o wycieraniu krwi na miejscu wypadku? - rzucił Kontri przechylając puszkę z piwem.
Kasztan się wzdrygnął, widząc to jego przyjaciel postanowił dodać kilka wyjaśnień.
-Kupiłem kiedyś takiego wieloryba w Anglii, pełen wypas, ale po dachowaniu. W sumie nie był mocno strzelony no ale te plamy zostały. Tani był, chyba 100 funtów kosztował, a Cosworth jeździ u kumpla w granadzie. Daje radę stara franca.

- Mimo wszystkich swoich wad?
- Motor był jak dzwon, więc trochę jeszcze pojeździ.
Sięgnęli po puszki. Kasztan wziął dużego łyka i znowu rozglądnął się po szopie. W części w której siedzieli pod jedną ze ścian stały ze trzy sztuki V6 z cologne, w tym jedna wyglądała jakby stałą tam od 30 lat, a dwie były nie do końca kompletne. Obok nich zarośnięte pajęczynami jakieś stare V4, któe były w takim stanie, że z daleka kasztan nie mógł odróżnić czy to Cologne czy Essexy, a dalej kilka Kentów i jakieś części od nowszych Durateców. Z drugiej strony na regałach i stołach warsztatowych leżało kilka skrzyń biegów, głównie jakieś od tylnonapędowców, ze dwa mosty napędowe, kilka dyfrów no i masa przeróżnych kolumn mc phersona, zacisków, półosi i tym podobnych spraw.
Ciekawsze rzeczy kryły się jednak ze przepierzeniem. Na ziemi stały w stosach przeróżne felgi, o których każdy fordziarz marzył. Śnieżynki z Coswortha Saphire? Żaden problem! na szybko Casati zauważył przynajmniej dwa stosy po 4 felgi. Oryginalne felgi z RS500? Cóż to dla Kontriego!  Felg od Escortów Rallye Kasztan nawet nie starał się liczyć, a przecież nie widział wszystkiego. Jednak przede wszystkim w tamtym pomieszczeniu pod ścianą na jasnych europaletach stały jakieś silniki, i skrzynie biegów. Przynajmniej 4 albo nawet 5 sztuk. Kasztan dokładnie tego nie widział bo wszystko przykryte było śnieżnobiałym prześcieradłem i cienką folią malarską. Co najbardziej przykuwało uwagę każdego był wiszący na łańcuchach przypiętych do belek pod dachem, pierwszy Mustang Fastback. Jego przód skierowany był ku górze, a hak do jednego z łańcuchów przypięty do zgiętej prawej podłużnicy. Więcej Kasztan jednak nie widział, choć usilnie wyginał swoją szyję by jeszcze cokolwiek ujrzeć. Widząc jak się męczy, Kontri wstał i rzekł:
- No chodź bo sobie kark skręcisz.
Kasztan wstał i na swoich cienkich i miękkich jak galareta nogach ruszył w stronę skarbów. Jednak określenia tego sam Kasztan by nigdy nie użył, było za małe, za wąskie nie oddawało nawet w połowie tego co miał ujrzeć za chwilę. Święty Graal? Arka przymierza? Może to były dobre określenia? Chociaż tamto to by były tylko legendy, których nikt nigdy nie rozszyfruje do końca, a on tutaj miał stanąć obok takich legend, a nawet móc ich dotknąć. Radością wielką byłoby gdyby stanął obok takich rzeczy w muzeum, a one tkwiły kilka metrów od niego za  barierką czy nawet pancerną szybą. A tu? Tu w Tarnowie mógł podejść do każdego z eksponatów, dotknąć go, polizać... W Tarnowie! Nie musiał jechać do Koloni, Manachasteru czy nawet Detroit. On to miał to wszystko, tu w Tarnowie, we wschodniej Polsce.
Przekroczyli przepierzenie, Kontri przekręcił włącznik na ścianie, włączając baterię jarzeniówek pod sufitem i... stało się. Miękkie nogi Kasztana, stały się jeszcze bardziej miękkie, powietrze z niego uszło, zakręciło się w głowie.
Tak dopiero włączenie dodatkowych świat pokazało, że dodatkowe pomieszczenie jest dużo głębsze niż się wydawało. To co Kasztan wziął za ścianę kończącą je teraz okazało się miejscem gdzie stały kompletne pojazdy. Jednak opisując to co ujrzał powinniśmy trzymać się kolejności. Zaraz po prawej stronie przyklejona do przepierzenia stała na kobyłkach niezwykle zdrowa buda Escorta z klatką w środku. Była całkowicie goła, a jedynymi jej ozdobnikami były naklejki Rothmans. Wzdłuż auta stało kompletne przednie i tylne zawieszenie od takiego escorta w stanie 'igielnym'. Świeżo odremontowane i odmalowane.
-Replika, ale całkiem porządnie zrobiona - rzucił od niechcenia Kontri.
Dalej stały trzy V8. Wzrok Kasztana się na nich zatrzymał i lustrował dokładnie. Nie znał się zbyt dobrze na amerykańskich Fordach, ale wiedział, że widniejące na jednym z silników napisy "Cobra Powered by Ford" muszą coś oznaczać. Kontri widząc zamyślenie kolegi przestał zaglądać do wnętrza puszki i znowu rzucił jakby z nudów:
- 427 z boczną magistralą olejową, 289 "HiPo" z Shleby 350GT i jeszcze jeden Windsor. Ktoś twierdził, że to 351 Boss, ale mam go od 2 miechów i jeszcze mu się nie przyjrzałem.
"Madafaka" - tylko tyle na myśl przyszło Kasztanowi.
Dalej zaczynały się rejony, które przed włączeniem światła były niewidoczne. Na górze na antresoli leżały zderzaki i elementy karoserii. Zderzaki i błotniki od Escorta Coswortha, lotki od cosworthów, poszerzenia od Escortów Rallye, jakieś części klap z tworzyw sztucznych, czy jakieś dziwne body kity do Mustangów i Capri - choć była to raczej lista tych najdziwniejszych i tych które przykuły oko Kasztana, bo przecież części do Taunusów i Granad leżały nawet u jego sąsiada w Bytomiu. Na dole leżały głównie zawieszenia i takie które nie były żadną zagadką jak Sierra czy Granada jak i coś na podwójnym wahaczu czego Kasztan nie znał. W rogu po lewej pod plandekami stały dwa auta, a Kontri plandeki właśnie podnosił, by móc ukazać Kasztanowi przyczajoną Sierrę XR4x4 i... pierwszego Coswortha z nienaturalnie uniesionym przodem. Oba auta wyglądały jakby przed chwilą ktoś je tutaj zaparkował, alby jakby zaraz ktoś miał do nich podejść, uruchomić i odjechać.
-Nie podniecaj się tylko. XR4x4 ma zatarty silnik, a Cosworth w ogóle go nie ma, choć... kiedyś powinienem coś dosztukować.
Dalej spoczywały rzeczy, które Kasztan już widział siedząc na krwisto-beżowym fotelu. Najpierw pełno felg przeróżnych (choć z nową porcją światła miał wrażenie, że się cudownie rozmnożyły), aż w końcu silniki i skrzynie przykryte folią i prześcieradłami. W czasie gdy Kasztan dotarł do wymienionych Kontri stał i patrzył na oponę z Coswortha z której uszło powietrze. Kasztanowi to jednak nie przeszkadzało. Był w Mecce i tak jak każdy pielgrzym oczyszczał się tam duchowo modląc się do swojego Boga, tak on stojąc w rozpadającej się szopie w centrum Tarnowa porządkował molekuły benzyny płynącej w jego żyłach jakby był w środku jakiegoś wielkiego magnetyzera.
Kontri kilkukrotnie kopnął w oponę, pomamrotał coś pod nosem i podniósł głowę spoglądając na Kasztana. Ten stał ciągle w tym samym miejscu, z nienaturalnie wykrzywioną głową i spoglądał na prześcieradła, albo raczej próbował swoimi oczami prześwietlić je by ujrzeć co pod nimi schował kolega. Gdy ten to spostrzegł, powoli obrócił się i powolnymi krokami skierował swoją zwalistą sylwetkę w stronę palet. Kasztanowi momentalnie skoczyło ciśnienia, nie wiedział czy się spocił czy tylko mu się wydaje, ale czuł jak w jego żyłach pulsuje krew. Pulsowała każda część jego ciała, czuł każde uderzenia serca i to zarówno mały palcem u nogi jak i skrońmi.
Kontrabas już stał przy prześcieradle, wyciągnął po nie rękę, złapał i... zamaszystym ruchem ściągnął.
- I co?-  spytał
Kasztan stał i ciągle w tym samym miejscu, przetarł oczy ze zdumienia i wychylił puszkę z piwem. Wyzerował ją i grymas wykrzywił jego twarz. Nie często pił inne piwa niż Grolsh, a to którym poczęstował go Kontri było jakimś mocnym. Ale co tam... właśnie tego potrzebował. Potrzebował czegoś mocnego co go chociaż na chwilę otrzeźwi, bo wiedział, że w innym przypadku zemdleje.
- I co? - powtórzył Kontri lekko się uśmiechając.
- Masz trochę zielonego, bracie? - wydukał Kasztan, był w raju, więc stwierdził, że tylko tak może uhonorować tą chwilę.
- Hehe i to rozumiem, ziom. Zaraz przyniosę, a Ty sobie pooglądaj.
Wrócił do pierwszego pomieszczenia i zaczął podnosić głowicę z jakiegoś bloku. Najpewniej tam w jakimś cylindrze miał zachomikowane kilka gram.
Ale Kasztan nie zwracał uwagi na niego. Szedł powoli w kierunku tego co Kontri odsłonił i wyciągał w tamtym kierunku drżącą rękę.
- Kurde jak w amerykańskim filmie wyglądasz.- usłyszał za sobą pisk Kontriego, który siedząc na fotelach z wieloryba robił skręty.
Do Kasztana to nie docierało. Rzeczywiście mógł wyglądać jak w jakieś scenie z amerykańskiego dramatu, w którym ojciec zbliża się do śpiącego, od dawna nie widzianego dziecka. Miał to jednak w dupie. W końcu przed nim stały części Forda RS200! I to zarówno silnik, jak i fragmenty tylnego zawieszenia z podwójnymi amortyzatorami, jak i skrzynia biegów oraz mocno sfatygowana deska rozdzielcza. Ale także kawałek maski. Postrzępionej i rozprutej pewnie przez jakieś drzewo, ale jednak oryginalnej maski od RS200! Kasztan gładził zawartość każdej z palet.
- Masz! - Kontri podał i przypalił mu skręta. Kasztan zaciągnął się mocno, wypuścił dym i w końcu wydał dźwięk, krótki ale mówiąc wiele. Westchnał tylko głośno i przeciągle:
- ŁAŁ! - ale tylko tyle był w stanie.
Przeszli do zestawu wypoczynkowego ze Scorpio usiedli i Kasztan zaczął czilałt. Nie pamiętał o czym rozmawiał i w sumie nie wie czy dlatego, że do głowy uderzyła mu mieszanka THC i alkoholu, czy po prostu z nadmiar wrażeń. Siedzieli, debatowali, pili piwo i popalali skręty długo. W końcu zalegli na rozkładanych ławkach z jakiegoś nowego Transita i zasnęli.

sobota, 11 lutego 2012

Dzień sądu i odkrycie atlantydy

Ostatnie dni chłopacy spędzili na szykowaniu kluchy i kiedy było już naprawdę blisko do ukończenia dzieła, do położenia przysłowiowej wisienki na torcie, kiedy zostały im maksymalnie dwa dni pracy wtedy przekrzykując Sebastiana Karpiel-Bułecke odezwał się Kontri.
-Chłopaki muszę wyjechać z Krakowa!!
-Co?! - jednocześnie krzyknęli Kasztan z Lakim. Ich szczęki opadły prawie do ziemi, a klucze 10 i 13 brzęknęły o wykafelkowaną podłogę. Ktoś strzelił radiomagnetofon i uciszył Zakopower, a garaż wypełniła złowroga cisza
-Muszę, opuścić Kraków na jakiś czas. - powiedział dość wolno i wyraźnie Kontri tak jakby rozmawiał z jakimś cudzoziemcem
-Dla... -zaczął Kasztan, jednak złowrogi wzrok Lakiego i kuksaniec w żebra przypomniał mu, że nie należy Kontriemu zadawać takich pytań, jednak Kontri tym razem był jakiś inny, bo zaczął mówić sam.
-Muszę wrócić na parę tygodni do Tarnowa. Mam parę ważnych spraw do załatwienia w domu i okolicach. Ale maks 2-3 tygodnie i wracam. Przywiozę jakieś fajne fanty to zmontujemy jakiś dobry projekt na szybciochu. No i dokończymy twoją Kasztańską Skorupę, bo dzisiaj wieczorem pakuję granade i jutro z rana ruszam.
Kasztan na początku trochę się zasmucił, tym, że klucha na razie nie będzie wykończona, ale po chwili strasznie się ucieszył i poczuł się jak ktoś tak wyjątkowy by mógł otrzymać Wertelrs Originals w postaci zaufania Kontriego, który nie tylko tymi dwoma zdaniami zdradził skąd pochodzi, potwierdził istnienie tajnych zbiorów, ale także powiedział, że przywiezie im jakieś fanty. Tak, Kontri im zaufał. Lakiemu pewnie bardziej, ale jego też uznał za godnego tej informacji. Czyżby oznaczało to, że stał się trzecim człowiekiem krakowskiej sceny fordowej? Nie wiedział czy tak czy nie, ale jego serce trochę urosło, a w głowie słyszał dzwony...

====================================================================


Zgodnie z zapowiedzią następnego dnia Kontri udał się do Tarnowa. Kluska była w gruncie rzeczy skończona. Do zrobienia pozostawły jakieś pierdoły w stylu mocowania tylnej kanapy, podsufitki, podpięcie jakiś elektrycznych szyb no i podpięcie tylnych lamp. Kasztan stwierdził, że w sumie nie musi być wszystko tak dopieszczone na tiptop i może takim autem wyjechać. Podzielił się swoimi przemyśleniami z Lakim, który przyznał mu rację i widać było, że on też nie może się doczekać pierwszej przejażdżki kolejnym autem z jego garażu. Powpinali wtyczki, wsadzili świeżo naładowany akumulator i odpalili. V6 zagadał na początku dość nierówno, zakołysał autem. Popracował chwilę na jakieś 4 gary, potem dodał 5 i po sekundzie 6.
-He He! Pali! - cieszył się Laki
-No ale coś nierówno pracuje. - trochę zaniepokojony wtrącił Kasztan słysząc, że wolne obroty trochę falują
-Spoko musi się ułożyć, przecież długo nie chodził co nie? - uspokajał go mistrz tynków agregatem województwa małopolskiego.
Kasztan powoli wyjechał kluchą o własnych siłach przed garaż i udali się pierwszy powolny objazd okolic miasta. Jechali pustymi nocnymi ścieżkami, czerwień lakieru połyskiwała w świetle latarni. Podjechali pod pobliskie centrum handlowe, gdzie ustawili samochód w najjaśniejszym miejscu wysiedli, odeszli na kilkanaście kroków i napawali wzrok klasycznymi liniami Scorpio.
Kasztan wyjął swojego Ipoda, paroma sprawnymi machnięciami palcem wszedł w menu aparatu i pstryknął fotkę, którą natychmiast wysłał do Kontriego, Huberta, Dawida i jeszcze kilku znajomych, dopisując, krótką lecz jakże treściwą wiadomość: "Noodle is alive!".

====================================================

Tamtego wieczoru Kasztan odwiózł Lakiego do domu, podziękował mu za pomoc i powiedział, że zadzwoni do niego, a sam udał się do domu. Po drodze czuł na sobie wzrok wszystkich kierowców, których mijał. Wiedział, że jest to po części zasługa wspaniałego lakieru, a po części jakiegoś przedmuchu w wydechu, który powodował, że większa ilość osób mogła docenić kunszt inżynierów z Kolonii. Czerpał z jazdy ogromną radością. I gdy wrócił do domu, otworzył ulubionego Smirnoffa Ice podszedł do okna, uniósł w pozdrawiającym geście butelkę w stronę kluski i szybko go wypił. Wykąpał się, a przed położeniem do łóżka jeszcze podszedł do okna, rozdziawił raszki żaluzji jak w amerykańskich filmach, spojrzał na kluskę i wyszeptał:
-Dobranoc księżniczko!
Padł na łóżko z zamiarem szybkiego zaśniecia i snów o tym jak wszyscy go chwalą za to co mu się udało. Jednak sen nie nadchodził męczyły go myśli dlaczego wspaniały cologne ma tak mało mocy. Czy to jemu się coś wydaje, czy coś jest jednak nie tak? A jeśli jest, to co? Przepływomierz? Wtryski? Kable, świece?

=============================================

Każdego dnia na uczelni był bombardowany przez kolegów pytaniami o kluskę, głównie tym kiedy przyjedzie. Zawsze odpowiadał to samo:
-E wiesz muszę ją skończyć, no i na razie nie idzie tak jak powinna, ale spoko to kosmetyka.
Między czasie zadzwonił do Kontriego podzielić się swoimi wątpliwościami dotyczącymi mocy. Kolega potwierdził, mu że to najprzypuszczalniej wina przepływki i, że... powinien taką mieć, więc poszuka i mu przywiezie. Jednak po paru dniach gdy Kasztan znowu przesiadywał przed kompem przeglądając filmiki na youtube w pokoju rozległa się dźwięk dzwonka, a na wyświetlaczu pokazała się uśmiechnięta morda Kontriego z petem w ustach i smarem na twarzy.
-Siemka Kontri. Co tam słychać w wielkim świecie?
-Siemano. Znalazłem dla Ciebie tą przepływkę, ale jest mała zmiana planów.
-Co masz na myśli?
-Będę w Krakowie dopiero za 3 tygodnie, o 2 później niż miałem. Nie wiem czy tyle wytrzymasz.
-Będzie ciężko.
-Chciałem Ci to wysłać, ale jak kończę moje sprawy to poczty są zamknięte, a w dzień nie mam chwili żeby wyskoczyć, tak pomyślałem, że może... przyjedziesz tutaj?
-Co?
-No to co słyszałeś. Nie jechałeś nigdy pociągiem czy PKSem szukaj jakiegoś dobrego połączenia i wpadaj. Tylko jak w tygodniu to po 20 bo wcześniej mnie nie ma.
-No dobra to jak będe coś wiedział to dam Ci znak.
-Spoko. Muszę lecieć. Powodzenia hojraku. Ema ziom.
-Yoł.
Kolejny raz w ciągu kilku dni, Kasztan miał uderzenie gorąca. Miał przyjechać do Tarnowa, do Kontriego, do jaskini lwa, do zaginionego miasta, do czegoś co dla każdego miłośnika starych Fordów było Atlantydą, a skarby tam przechowywane to coś na kształt Bursztynowej Komnaty.
Szybko wszedł i posprawdzał pociągi i autobusy do Tarnowa. Wszystko momentalnie zaplanował, jednak z przekazaniem tej informacji Kontriemu poczekał do następnego wieczora. Ten bez problemu się zgodził i przystał na propozycję Kasztana, że przyjedzie w czwartek po 19 pociągiem na dworzec i do domu Kontriego dotrze sam. Kontri podał mu adres i powiedział, że ma być spoojny, bo droga z dworca jest prosta i krótka.

================================================================

Nadszedł dzień wyjazdu. Przez cały dzień Kasztan chodził podenerwowany, w szkole nie mógł za bardzo usiedzieć, więc zerwał się trochę wcześniej i zachaczając o KFC udał się na dworzec. Tam kupił bilet i spokojnie czekał na podstawienie pociągu. Gdy opieszali kolejarze wtoczyli na jeden z peronów rozklekotane wagony, wskoczył do wagonu, rozsiadł się przy oknie, na stoliczku ustawił kubełek z KFC z resztkami kurczaka i delektował się widokami za oknem.
Dzień był zimny i mokry. Przez cały czas z nieba coś leciało i wokoło widać było, że jest końcówka listopada. Pociąg ruszył. Każdy słup trakcyjny, każdy stukot kół, każda sekunda przybliżała kasztana do ziemi obiecanej. Koła miarowo stukały i stukały.
W końcu pociąg zatrzymał się na dworcu w Tarnowie. Kasztan przy drzwiach był pierwszy. Wyskoczył z wagonu i szybkim krokiem udał się w stronę wyjścia. Wyjął z kieszeni wydruki z google maps i z ich pomocą zaczął się kierować w stronę podwórka Kontriego. W głowie przewijały się tysiące wizji jak to miejsce może wyglądać. Z nieba cały czas siąpił deszcz, więc nasunął na głowę kaptur i kluczył po wąskich uliczkach ścisłego centrum. Pogoda, zimno, bruk na ulicach i żółte światło latarni sprawiało wrażenie, że pociąg poza tym, że przejechał odległość Kraków-Tarnów to jeszcze cofnął go w czasie o 100 lat.
Gdy stanął przed rozpadającą się bramą oznaczoną upragniony adresem, zaczął się trząść z podniecenia. Cały drżał, a serce waliło jak jeszcze nigdy. Chwycił za klamkę i otworzył ją. Przeszedł krótkim tunelikiem i jego oczom ukazało się coś czego się nigdy nie spodziewał. Na malutkim placyku oświetlonym dwoma latarniami przykręconymi do ścian budynków stało z 20 albo 30 fordów. Wszystkie były strasznie ściśnięte, niektóre były przykryte jakimiś plandekami, niektóre widać, że w każdej chwili gotowe są do drogi, a inne nie miały kół lub przodów. Niektóre stały nawet na jeden na drugim. W rogu całego podwórka majaczył kształt dużej drewnianej szopy, czegoś na kształt stodoły. Spomiędzy desek wymykały się snopy światła. Kasztan każdy krok stawiał z namaszczeniem niczym podczas wizyty w kościele. W końcu to była dla niego świątynia, coś jak Mekka dla Muzłmanów i Bazylika świętego Piotra dla Katolików. Na każdym samochodzie starał się zawiesić na chwilę oko. Gdy dotarł do wrót stodoły te otworzyły się i ze środka wyszedł uśmiechnięty Kontri.
-Siema, jak podróż? - powiedział radośnie.
Kasztan jednak nie mógł wydusić z siebie nawet pomruku. Czuł, że to co zobaczył w środku szopy będzie miało trwały wpływ na jego psychikę.




środa, 25 stycznia 2012

Monster garage

    Była ciemna noc. Z południa wiał już chłodny wiatr zwiastujący zbliżającą się wielkimi krokami jesień. Kasztan wyszedł przed garaż spojrzał najpierw na świecący swoją łysiną księżyc, a chwile później w bezkresną dal, z której dochodził szmer pojazdów sunących po autostradzie. On niedługo będzie razem z nimi, tam na tej autostradzie, już niedługo, już za chwileczke.
  -Hej, Kasztan! Co tu robisz? – wyrwał go z zamyślenia Laki.
  -A, wiesz tak stoję i marze. Dzień wyjazdu kluchy coraz bliżej odwaliliśmy kawał dobrej roboty. – pociągnął łyk swojego ulubionego Grolsha.
  -Wiadomo, dla takich projektów zawsze jestem gotów działać na 10 procent normy. – powiedział Laki i również łyknął złocistego trunku
    -Chyba na 110?! -  poprawił go Kasztan.
Nie był przy tym złośliwy, po prostu wiedział, że Laki nigdy orłem w szkole nie był. Jednak zawsze był pod wrażeniem tego, czego dorobił się jeżdżąc swoim Transitem i robiąc tynki agregatem. To właśnie pod jego garażem, w zamieszkałej przez śmietankę Krakowa wsi, stali popijając piwo, a garaż znajdujący się za nimi widział już niejedno i jeszcze niejedno miał zobaczyć. Laki lubił się dzielić tym co zdobył i często to właśnie u niego, z pomocą jego narzędzi, powstało tak wiele aut znanych i podziwianych nie tylko na lokalnej scenie streetracingowej, ale również na wielu imprezach krajowych, a przede wszystkim na licznych forach internetowych. Laki miał w środowisku swoją markę i cieszył się, że to właśnie  u niego rodzi się tyle sytych furmanek.
    -Ej, kruca! Wy tu gadu gadu, a ja skończyłem! – zapiszczał swoim cieniutkim głosem wychylając się zza winkla Kontrabas.
    Piszczał przy tym, jak nietykana 13 latka, ale taki był jego urok, jeśli można mówić o uroku kogoś wyglądającego jakby był potomkiem NRDowskiej blond kulomitoki i Gruzina. Poteżna postura, blond włosy i ciemny zarost na ciemnej skórze. Wyglądał dość osobliwie, a do tego ten głos. Jednak Kasztan i Laki wiedzieli, że Kontri jest ich bodajże największym skarbem. To on w garażu Lakiego był mózgiem wszystkich działań. Nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak, ale posiadał o autach wiedzę ogromną i były to rzeczy praktyczne, nie tak jak u Dawida i Huberta tylko teorie. Kontri widział wiele, a jeszcze więcej zrobił.
    -Dobrze Laki, że kupiłeś tą oscylacyjną Boscha. Tą poprzednią Makitą można sobie dupe podetrzeć – przaśnie zażartował ukazując chłopakom kluske w całej okazałości – Widzisz jak dzięki niej przyspieszyliśmy?
  -Ej nie była taka zła – zasmucił się Kasztan, bo zawsze urządzenia Makity kojarzyły mu się dobrze. Nie wiadomo w sumie czy to przez ciemnozielono-czarną kolorystykę kojarzącą mu się z dzieciństwem i trawą przed swoim blokiem w rodzinnej miejscowości koło Bytomia, czy dlatego, że strasznie tęsknił za swoją miłością z liceum – Manitą, córką wietnamskich imigrantów, którzy po zamknięciu stadionu dziesięciolecia sprowadzili się na śląsk gdzie się spotkali.
  -Ale fakt faktem, robota pierwsza klasa – uśmiechnął się po chwili gładząc oszlifowany błotnik jego kluski.
„Jeszcze będziesz najpiękniejszym Scorpio I w tej części świata” – pomyślał.



 =============================================================




Kolejny dzień przywitał Kasztana całą swoją skumulowaną ponurością. Padało, było zimno i wietrznie.
„Cholera – znowu jak plebs muszę iść na tramwaj. Mam nadzieje, że chociaż Laki, albo Kontri obiorą mnie z pętli” – pomyślał patrząc tępo w poranny, sobotni ruch uliczny. Zjadł swoje ulubione śniadanie w postaci kanapek z nutellą, umył się pospiesznie, odszukał w stercie rzeczy swoje ostatnie czyste rurki, wciągnął je na nogi, ubrał sweterek, chwycił plecak z rzeczami roboczymi i wciągając na głowę swoją charakterystyczną czapkę z pomponem pospiesznie wyszedł z mieszkania. Mieszkał skromnie jak na studenta przystało. Zbiegł po schodach i szybko poszedł na pobliski przystanek. Po odczekaniu swojego rozpoczął swoją podróż, a przypominała ona drogę do pracy z filmu „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz”. Gdy w końcu dotarł do ostatniej pętli i wyturlał się autobusu, ujrzał z boku, tam gdzie zawsze białe Mondeo Mk II.
- Oho! Laki już czeka. – rzekł sam do siebie i przystąpił do przeskakiwania ogromnych kałuży. Wsiadł do auta przywitał się z kumplem, zapiął pas i w głębi duszy uśmiechnął się gdy przekręcenie kluczyka spowodowało, że silnik zagadał. A Kasztan wiedział, że to nie jest zwykłe Mondeo 1.8 w gaziku. Laki nie jeździłby takim zwyklakiem. Po maską krył się słynny YBG. Nikt nie wie jak Laki z Kontrabasem weszli w jego posiadanie, ale podobno ich zapasy magazynowe zawierały o wiele więcej takich rodzynków.
- Mamy dla Ciebie trochę głupią wiadomość. – zaczął nieśmiało Laki
- Co jest? Coś z kluską? – przestraszył się Kasztan
- No… można tak powiedzieć… że… no wiesz….
- Jezu zajebali! Zajebali moją kluskę z monster garażu!
- Nie no coś ty! Nic poważnego.
-Nie? To co jest?
- Pękł zawias od drzwi i spadły.
-Co?! Przecież to nie możliwe, że tak same z siebie?! – Kasztanowe oczy ze zdziwienia przybrały rozmiar anteny satelitarnej jego ojca, którą swego czasu ściągał Pro7, Sat1 i RTL z najlepszymi programami przyrodniczymi.
-No tak. Też się zdziwiłem, ale Kontri mówi, że w ‘skorupach’ to normalne. Kasta łapie naprężenia i trach, pęka. Mówił, że Lumen miał ten sam problem. Zadzwoń spytaj się.
Kasztan wyciągnął swojego Iphona i wybrał numer do Lumena, który potwierdził mu, że miał taką sytuację i o wielu innych słyszał, a komu jak komu, ale Lumenowi w kwestiach Skorupy Kasztan mógł wierzyć. Lumen trzymał się raczej z ludźmi nieskupionymi wokół garażu Lakiego, jednak posiadał w swoim życiu przynajmniej 5 Scorpio i wiedział ‘z czym to się je’. Skoro powiedział, że zawiasy pękają to tak musi być.
Gdy przybyli na miejsce Kontri palił właśnie papierosa siedząc na szybko wyciągniętym z jakiejś tajemniczej skrytki fotelu z Capri 280. Skąd oni to biorą?
-Furka jest gotowa. Wspawałem ci zawias z dużego fiata, jest bardzo podobny, a te do Scorpia nie są już dostępne. Wisisz mi paczkę fajków. Możemy z nią jechać do lakierni. – zameldował Kasztanowi zaciągając się.
Chłopacy przystąpili do… przepchnięcia auta na drugą stronę działki Lakiego gdzie znajdował się stary chlewik zaadaptowany na lakiernie. Gospodarz sam zmontował wydajną instalację wyciągową, zrobioną najprawdopodobniej z użyciem wentylatorów z Fiesty XR2i, dzięki czemu mogli samemu lakierować nie martwiąc się o pył osiadający na świeżych powłokach. Żaden z nich nie był co prawda fachowcem i nie kształcił się w tym trudnym fachu, jednak każdy kolejny samochód wyjeżdżający z chlewika był pomalowany lepiej niż poprzedni. Scorpio Kasztana miało być trzecie i zapowiadało się na naprawdę godny efekt, zwłaszcza ze względu na wybór koloru – czerwień z palety ferrari.
-Nie sądzicie, że 15 litrów czerwieni to będzie trochę za dużo – spytał się właściciel kluchy, zamykając bramę.
-Wiesz jak to schodzi? Ostatnio na T4 wuja Jurka zużyłem 24 więc 15 będzie ok. – odrzekł mistrz lakiernik Laki. Lakierował głównie on z prostej przyczyny - posiadał ogromne doświadczenie w tynkach agregatem. Ludzie na mieście żartowali, że to najpewniejsza ręka w całej Małopolsce.
Resztę dnia spędzili na oczyszczaniu powierzchni i innych pracach przygotowawczych. Na zakończenie dnia, Kasztan poklepał kluskę po błotniku i pożegnał się z nią czule – miał jej nie zobaczyć, przez najbliższy tydzień.

============================================================

Poniedziałek wciąż wyglądał smętnie przez lekko brudnawe okna pokoju Kasztana. Jesień przyszła już na dobre. Do gwiazdki było coraz bliżej i coraz bliżej było do wyjechania kluchy. Była 11 kiedy wstał i wyruszył na zajęcia. Dochodząc do budynków uczelni zobaczył z daleka dwa charakterystyczne kształty – jeden był niebieskim hatchbackiem, drugi białym sedanem z dużym skrzydłem. Przy autach stali ich właściciele i gdy tylko zobaczyli charakterystyczną sylwetkę Kasztana w czapce z pomponem zamachali do niego przyjaźnie. Kasztan odmachał, podszedł do nich i przywitał się. Hubert i Dawid byli jego kolegami ze studiów. Pierwszy z nich – kiedyś wielki miłośnik wolnossących diesli, jeżdżący lekko podgnitym Escortem kombi ze słynnym 1.8D – miał obecnie niebieskie STI, natomiast drugi białe EVO VII. Kasztanowi ciężko było pojąc jak studenci mogą pozwolić sobie na takie fury, ale z tego co słyszał to Hubert swoje STI kupił bardzo okazyjnie, natomiast Dawid białe EVO dostał od ojca, który przejął je w rozliczeniu za długi kogoś tam. Zresztą Lancer nie był w najlepszym stanie. Tu i ówdzie pojawiały się rdzawe zacieki, odstawał zderzak, czy pęknięty był kierunkowskaz, stąd też koledzy często mówili o niej, że jest to EVO 7.1 – wersja rozwojowa. Właściciel jednak się tym nie przejmował, tratował EVO jak dupowóz i w tej roli spisywało się znakomicie, wiedział też doskonale, że jak skończy studia i wróci do rodzinnej miejscowości to EVO pójdzie w odstawkę. A przy koledze nie miał się czego wstydzić, bo STI Huberta zwykle nie prezentowało się lepiej – cały czas brudne niczym po zakończonym Rajdzie Safari.
-Jak tam twój złom? – zagaił rozmowę jeden z nich.
-Ej! Weźcie się. Wasze STI i EVO to złom! – oburzył się Kasztan, który nienawidził, jak o jego samochodzie mówi się w takim lekceważącym tonie.
-No pewnie, że tak. Wszystko co jeździ ma 4 koła i kierownice jest złomem. Escort Huberta był złomem, STI też jest. No a moje EVO to już w ogóle – powiedział spoglądając na wiszący zderzak.
-Phi. – powiedział Kasztan i poszedł w stronę budynku.
-Kasztan, a jak tam silnik? – spytali się szybko go doganiając – Już na miejscu?
-No pewnie! Kumpel mi wsadził wszystko elegancko. Było trochę rzeźby, ale… bez rzeźby nie ma zabawy. – zaśmiał się zadowolony, przytaczając jedno ze swoich ulubionych powiedzonek.
-Będzie dobrze chodził bokami – cmoknął z zadowoleniem Hubert.
-Lekko. Szkoda tylko, że nie wybrałeś 24V. – spojrzał na Kasztana z lekkim wyrzutem Dawid.
-Kurde przecież tłumaczyłem wam! – znowu się wkurzył  – 12V ma dużo lepszy przebieg momentu, ciągnie już od samego dołu jak każde 2 zaworowce, a poza tym 24V jest awaryjny.
-Ale mocy nie ma! Moc jest najważniejsza. – rzucił Hubert
-A co się z nim dzieje? No wiesz z tym rozrządem? – ciągnął Dawid
-Ma wadliwy rozrząd, za dużo wałków czy coś takiego. Czytałem na forum, no i kumpel mi mówił, on się zna, bo miał takich scorpio na morgi.
-E tam. Do kitu taka zabawa. Nie ma mocy nie ma zabawy. Tzn. niby nie jest źle, ale niesmak pozostał.
W milczeniu doszli do sali i weszli na zajęcia. Kasztan usiadł zamyślony i przez cały wykład gapił się przez okno. A może rzeczywiście Dawid i Hubert mają rację? Przecież też końcu się na tym znają, jeden z nich miał takiego Scorpio w rodzinie, co prawda 1.8, ale ma sentyment do tych aut, a drugiego wujek miał słynny warsztat specjalizujący się w Fordach. Ale nie… Lumen i Kontri wielokrotnie mówili mu, że nie ma co się wygłupiać z 2.9 24V Cosworth, i pozostać przy zwykłym 2.8 12V o mocy 150 KM. Na tą budę w zupełności wystarczy, a przecież i tak miał w planach odchudzenie. Po co ma ryzykować awarię, skoro rezygnując tylko z ułamka mocy, może mieć silnik praktycznie wieczny? Uśmiechnął się w głębi duszy i dalej marzył o tym by widoczny zakręt pokonać siarczystym bokiem…

==================================================================

Przez cały tydzień Kasztan nawet nie kontaktował się z chłopakami. Wiedział, że jeśli Laki znajdzie tylko chwile to machnie mu jakiś element, a Kontri coś tam podłubie. Wolnych chwil miał mało, ale spędzał je głównie na rozmyślaniach i przeglądaniu aukcji internetowych w poszukiwaniu smaczków do Kluchy. Marzyły mu się takie rarytasy jakie miał Kontri, a podobno to co leżało w różnych skrytkach u Lakiego było tylko malutką częścią wszystkiego co posiadał. Był to zresztą strasznie tajemniczy człowiek. Nie było o nim wiadomo zbyt dużo, poza tym, że kochał stare Fordy i pochodził z jakiegoś miasta na wschód od Krakowa, które w poprzednim podziale administracyjnym było wojewódzkie. Był to najprzypuszczalniej Przemyśl lub Tarnów, bo rejestracje z tamtych miast najczęściej przewijały się na samochodach Kontriego, chociaż nie był to żaden wyznacznik, bo wielokrotnie zdarzało się widzieć Kasztanowi te same rejestracje na różnych autach, lub różne rejestracje na tym samym pojeździe. Zresztą były dni że jeden samochód miał inne blachy z przodu, a inne z tyłu. Samochodów Kontrabas miał pełno. Były to przeróżne stare Escorty, Capri, Granady, Taunusy i Sierry. Różnych generacji. Sam Kasztan naliczył tych samochodów 9, a znał go dość krótko i nie widział wszystkiego. W Fordowym podziemiu krążyła plotka, że w jego rodzinnym mieście jest podwórko, które całe zastawione jest jego Fordami, a w rogu stoi szopa w której trzyma swoje największe skarby, w tym kompletny układ przeniesienia napędu od RS200. Wszystko to były jednak plotki, o które nikt nie śmiał się go zapytać, bo na jakiekolwiek pytanie o jakiekolwiek szczegóły odpowiadał "Nie wiem" wstawał, obracał się na pięcie, wychodził i znikał na kilka dni. Wpadał wtedy w jakiś ciąg palenia zielska, z którego otrząsał się dopiero po kilku dniach, kiedy chyba zapominał, kto i o co go zapytał. Kontaktu z nim nie miał wtedy nikt. Znikał niczym śliwka w kompocie lub paliwo podczas pełnego otwarcia przepustnicy w V6 z rodziny Cologne. Po kilku dniach jednak zawsze wracał  i z pasją zabierał się do tego co robił przed zniknięciem.

Była niedziela, Kasztan wszedł do garażu i zobaczył kluskę w pięknym kolorze czerwieni. Samochód prezentował się świetnie. Ekipa remontowa popijała już piwo i była gotowa do prac wykończeniowych. Odpalili na pełen regulator Zakopower, ulubioną kapelę Kasztana i przystąpili do przykręcania wszystkich detali, zrywania papierów i folii oraz czyszczenia. Kasztan już widział siebie, dumnie upalającego kluskę pod oknami uczelni oraz tłumy wiwatującego na jego cześć. Był wniebowzięty, że chwila ta zbliża się wielkimi krokami.