Była ciemna noc. Z południa wiał już chłodny wiatr zwiastujący zbliżającą się wielkimi krokami jesień. Kasztan wyszedł przed garaż spojrzał najpierw na świecący swoją łysiną księżyc, a chwile później w bezkresną dal, z której dochodził szmer pojazdów sunących po autostradzie. On niedługo będzie razem z nimi, tam na tej autostradzie, już niedługo, już za chwileczke.
-Hej, Kasztan! Co tu robisz? – wyrwał go z zamyślenia Laki.
-A, wiesz tak stoję i marze. Dzień wyjazdu kluchy coraz bliżej odwaliliśmy kawał dobrej roboty. – pociągnął łyk swojego ulubionego Grolsha.
-Wiadomo, dla takich projektów zawsze jestem gotów działać na 10 procent normy. – powiedział Laki i również łyknął złocistego trunku
-Chyba na 110?! - poprawił go Kasztan.
Nie był przy tym złośliwy, po prostu wiedział, że Laki nigdy orłem w szkole nie był. Jednak zawsze był pod wrażeniem tego, czego dorobił się jeżdżąc swoim Transitem i robiąc tynki agregatem. To właśnie pod jego garażem, w zamieszkałej przez śmietankę Krakowa wsi, stali popijając piwo, a garaż znajdujący się za nimi widział już niejedno i jeszcze niejedno miał zobaczyć. Laki lubił się dzielić tym co zdobył i często to właśnie u niego, z pomocą jego narzędzi, powstało tak wiele aut znanych i podziwianych nie tylko na lokalnej scenie streetracingowej, ale również na wielu imprezach krajowych, a przede wszystkim na licznych forach internetowych. Laki miał w środowisku swoją markę i cieszył się, że to właśnie u niego rodzi się tyle sytych furmanek.
-Ej, kruca! Wy tu gadu gadu, a ja skończyłem! – zapiszczał swoim cieniutkim głosem wychylając się zza winkla Kontrabas.
Piszczał przy tym, jak nietykana 13 latka, ale taki był jego urok, jeśli można mówić o uroku kogoś wyglądającego jakby był potomkiem NRDowskiej blond kulomitoki i Gruzina. Poteżna postura, blond włosy i ciemny zarost na ciemnej skórze. Wyglądał dość osobliwie, a do tego ten głos. Jednak Kasztan i Laki wiedzieli, że Kontri jest ich bodajże największym skarbem. To on w garażu Lakiego był mózgiem wszystkich działań. Nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak, ale posiadał o autach wiedzę ogromną i były to rzeczy praktyczne, nie tak jak u Dawida i Huberta tylko teorie. Kontri widział wiele, a jeszcze więcej zrobił.
-Dobrze Laki, że kupiłeś tą oscylacyjną Boscha. Tą poprzednią Makitą można sobie dupe podetrzeć – przaśnie zażartował ukazując chłopakom kluske w całej okazałości – Widzisz jak dzięki niej przyspieszyliśmy?
-Ej nie była taka zła – zasmucił się Kasztan, bo zawsze urządzenia Makity kojarzyły mu się dobrze. Nie wiadomo w sumie czy to przez ciemnozielono-czarną kolorystykę kojarzącą mu się z dzieciństwem i trawą przed swoim blokiem w rodzinnej miejscowości koło Bytomia, czy dlatego, że strasznie tęsknił za swoją miłością z liceum – Manitą, córką wietnamskich imigrantów, którzy po zamknięciu stadionu dziesięciolecia sprowadzili się na śląsk gdzie się spotkali.
-Ale fakt faktem, robota pierwsza klasa – uśmiechnął się po chwili gładząc oszlifowany błotnik jego kluski.
„Jeszcze będziesz najpiękniejszym Scorpio I w tej części świata” – pomyślał.
=============================================================
Kolejny dzień przywitał Kasztana całą swoją skumulowaną ponurością. Padało, było zimno i wietrznie.
„Cholera – znowu jak plebs muszę iść na tramwaj. Mam nadzieje, że chociaż Laki, albo Kontri obiorą mnie z pętli” – pomyślał patrząc tępo w poranny, sobotni ruch uliczny. Zjadł swoje ulubione śniadanie w postaci kanapek z nutellą, umył się pospiesznie, odszukał w stercie rzeczy swoje ostatnie czyste rurki, wciągnął je na nogi, ubrał sweterek, chwycił plecak z rzeczami roboczymi i wciągając na głowę swoją charakterystyczną czapkę z pomponem pospiesznie wyszedł z mieszkania. Mieszkał skromnie jak na studenta przystało. Zbiegł po schodach i szybko poszedł na pobliski przystanek. Po odczekaniu swojego rozpoczął swoją podróż, a przypominała ona drogę do pracy z filmu „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz”. Gdy w końcu dotarł do ostatniej pętli i wyturlał się autobusu, ujrzał z boku, tam gdzie zawsze białe Mondeo Mk II.
- Oho! Laki już czeka. – rzekł sam do siebie i przystąpił do przeskakiwania ogromnych kałuży. Wsiadł do auta przywitał się z kumplem, zapiął pas i w głębi duszy uśmiechnął się gdy przekręcenie kluczyka spowodowało, że silnik zagadał. A Kasztan wiedział, że to nie jest zwykłe Mondeo 1.8 w gaziku. Laki nie jeździłby takim zwyklakiem. Po maską krył się słynny YBG. Nikt nie wie jak Laki z Kontrabasem weszli w jego posiadanie, ale podobno ich zapasy magazynowe zawierały o wiele więcej takich rodzynków.
- Mamy dla Ciebie trochę głupią wiadomość. – zaczął nieśmiało Laki
- Co jest? Coś z kluską? – przestraszył się Kasztan
- No… można tak powiedzieć… że… no wiesz….
- Jezu zajebali! Zajebali moją kluskę z monster garażu!
- Nie no coś ty! Nic poważnego.
-Nie? To co jest?
- Pękł zawias od drzwi i spadły.
-Co?! Przecież to nie możliwe, że tak same z siebie?! – Kasztanowe oczy ze zdziwienia przybrały rozmiar anteny satelitarnej jego ojca, którą swego czasu ściągał Pro7, Sat1 i RTL z najlepszymi programami przyrodniczymi.
-No tak. Też się zdziwiłem, ale Kontri mówi, że w ‘skorupach’ to normalne. Kasta łapie naprężenia i trach, pęka. Mówił, że Lumen miał ten sam problem. Zadzwoń spytaj się.
Kasztan wyciągnął swojego Iphona i wybrał numer do Lumena, który potwierdził mu, że miał taką sytuację i o wielu innych słyszał, a komu jak komu, ale Lumenowi w kwestiach Skorupy Kasztan mógł wierzyć. Lumen trzymał się raczej z ludźmi nieskupionymi wokół garażu Lakiego, jednak posiadał w swoim życiu przynajmniej 5 Scorpio i wiedział ‘z czym to się je’. Skoro powiedział, że zawiasy pękają to tak musi być.
Gdy przybyli na miejsce Kontri palił właśnie papierosa siedząc na szybko wyciągniętym z jakiejś tajemniczej skrytki fotelu z Capri 280. Skąd oni to biorą?
-Furka jest gotowa. Wspawałem ci zawias z dużego fiata, jest bardzo podobny, a te do Scorpia nie są już dostępne. Wisisz mi paczkę fajków. Możemy z nią jechać do lakierni. – zameldował Kasztanowi zaciągając się.
Chłopacy przystąpili do… przepchnięcia auta na drugą stronę działki Lakiego gdzie znajdował się stary chlewik zaadaptowany na lakiernie. Gospodarz sam zmontował wydajną instalację wyciągową, zrobioną najprawdopodobniej z użyciem wentylatorów z Fiesty XR2i, dzięki czemu mogli samemu lakierować nie martwiąc się o pył osiadający na świeżych powłokach. Żaden z nich nie był co prawda fachowcem i nie kształcił się w tym trudnym fachu, jednak każdy kolejny samochód wyjeżdżający z chlewika był pomalowany lepiej niż poprzedni. Scorpio Kasztana miało być trzecie i zapowiadało się na naprawdę godny efekt, zwłaszcza ze względu na wybór koloru – czerwień z palety ferrari.
-Nie sądzicie, że 15 litrów czerwieni to będzie trochę za dużo – spytał się właściciel kluchy, zamykając bramę.
-Wiesz jak to schodzi? Ostatnio na T4 wuja Jurka zużyłem 24 więc 15 będzie ok. – odrzekł mistrz lakiernik Laki. Lakierował głównie on z prostej przyczyny - posiadał ogromne doświadczenie w tynkach agregatem. Ludzie na mieście żartowali, że to najpewniejsza ręka w całej Małopolsce.
Resztę dnia spędzili na oczyszczaniu powierzchni i innych pracach przygotowawczych. Na zakończenie dnia, Kasztan poklepał kluskę po błotniku i pożegnał się z nią czule – miał jej nie zobaczyć, przez najbliższy tydzień.
============================================================
Poniedziałek wciąż wyglądał smętnie przez lekko brudnawe okna pokoju Kasztana. Jesień przyszła już na dobre. Do gwiazdki było coraz bliżej i coraz bliżej było do wyjechania kluchy. Była 11 kiedy wstał i wyruszył na zajęcia. Dochodząc do budynków uczelni zobaczył z daleka dwa charakterystyczne kształty – jeden był niebieskim hatchbackiem, drugi białym sedanem z dużym skrzydłem. Przy autach stali ich właściciele i gdy tylko zobaczyli charakterystyczną sylwetkę Kasztana w czapce z pomponem zamachali do niego przyjaźnie. Kasztan odmachał, podszedł do nich i przywitał się. Hubert i Dawid byli jego kolegami ze studiów. Pierwszy z nich – kiedyś wielki miłośnik wolnossących diesli, jeżdżący lekko podgnitym Escortem kombi ze słynnym 1.8D – miał obecnie niebieskie STI, natomiast drugi białe EVO VII. Kasztanowi ciężko było pojąc jak studenci mogą pozwolić sobie na takie fury, ale z tego co słyszał to Hubert swoje STI kupił bardzo okazyjnie, natomiast Dawid białe EVO dostał od ojca, który przejął je w rozliczeniu za długi kogoś tam. Zresztą Lancer nie był w najlepszym stanie. Tu i ówdzie pojawiały się rdzawe zacieki, odstawał zderzak, czy pęknięty był kierunkowskaz, stąd też koledzy często mówili o niej, że jest to EVO 7.1 – wersja rozwojowa. Właściciel jednak się tym nie przejmował, tratował EVO jak dupowóz i w tej roli spisywało się znakomicie, wiedział też doskonale, że jak skończy studia i wróci do rodzinnej miejscowości to EVO pójdzie w odstawkę. A przy koledze nie miał się czego wstydzić, bo STI Huberta zwykle nie prezentowało się lepiej – cały czas brudne niczym po zakończonym Rajdzie Safari.
-Jak tam twój złom? – zagaił rozmowę jeden z nich.
-Ej! Weźcie się. Wasze STI i EVO to złom! – oburzył się Kasztan, który nienawidził, jak o jego samochodzie mówi się w takim lekceważącym tonie.
-No pewnie, że tak. Wszystko co jeździ ma 4 koła i kierownice jest złomem. Escort Huberta był złomem, STI też jest. No a moje EVO to już w ogóle – powiedział spoglądając na wiszący zderzak.
-Phi. – powiedział Kasztan i poszedł w stronę budynku.
-Kasztan, a jak tam silnik? – spytali się szybko go doganiając – Już na miejscu?
-No pewnie! Kumpel mi wsadził wszystko elegancko. Było trochę rzeźby, ale… bez rzeźby nie ma zabawy. – zaśmiał się zadowolony, przytaczając jedno ze swoich ulubionych powiedzonek.
-Będzie dobrze chodził bokami – cmoknął z zadowoleniem Hubert.
-Lekko. Szkoda tylko, że nie wybrałeś 24V. – spojrzał na Kasztana z lekkim wyrzutem Dawid.
-Kurde przecież tłumaczyłem wam! – znowu się wkurzył – 12V ma dużo lepszy przebieg momentu, ciągnie już od samego dołu jak każde 2 zaworowce, a poza tym 24V jest awaryjny.
-Ale mocy nie ma! Moc jest najważniejsza. – rzucił Hubert
-A co się z nim dzieje? No wiesz z tym rozrządem? – ciągnął Dawid
-Ma wadliwy rozrząd, za dużo wałków czy coś takiego. Czytałem na forum, no i kumpel mi mówił, on się zna, bo miał takich scorpio na morgi.
-E tam. Do kitu taka zabawa. Nie ma mocy nie ma zabawy. Tzn. niby nie jest źle, ale niesmak pozostał.
W milczeniu doszli do sali i weszli na zajęcia. Kasztan usiadł zamyślony i przez cały wykład gapił się przez okno. A może rzeczywiście Dawid i Hubert mają rację? Przecież też końcu się na tym znają, jeden z nich miał takiego Scorpio w rodzinie, co prawda 1.8, ale ma sentyment do tych aut, a drugiego wujek miał słynny warsztat specjalizujący się w Fordach. Ale nie… Lumen i Kontri wielokrotnie mówili mu, że nie ma co się wygłupiać z 2.9 24V Cosworth, i pozostać przy zwykłym 2.8 12V o mocy 150 KM. Na tą budę w zupełności wystarczy, a przecież i tak miał w planach odchudzenie. Po co ma ryzykować awarię, skoro rezygnując tylko z ułamka mocy, może mieć silnik praktycznie wieczny? Uśmiechnął się w głębi duszy i dalej marzył o tym by widoczny zakręt pokonać siarczystym bokiem…
-Jak tam twój złom? – zagaił rozmowę jeden z nich.
-Ej! Weźcie się. Wasze STI i EVO to złom! – oburzył się Kasztan, który nienawidził, jak o jego samochodzie mówi się w takim lekceważącym tonie.
-No pewnie, że tak. Wszystko co jeździ ma 4 koła i kierownice jest złomem. Escort Huberta był złomem, STI też jest. No a moje EVO to już w ogóle – powiedział spoglądając na wiszący zderzak.
-Phi. – powiedział Kasztan i poszedł w stronę budynku.
-Kasztan, a jak tam silnik? – spytali się szybko go doganiając – Już na miejscu?
-No pewnie! Kumpel mi wsadził wszystko elegancko. Było trochę rzeźby, ale… bez rzeźby nie ma zabawy. – zaśmiał się zadowolony, przytaczając jedno ze swoich ulubionych powiedzonek.
-Będzie dobrze chodził bokami – cmoknął z zadowoleniem Hubert.
-Lekko. Szkoda tylko, że nie wybrałeś 24V. – spojrzał na Kasztana z lekkim wyrzutem Dawid.
-Kurde przecież tłumaczyłem wam! – znowu się wkurzył – 12V ma dużo lepszy przebieg momentu, ciągnie już od samego dołu jak każde 2 zaworowce, a poza tym 24V jest awaryjny.
-Ale mocy nie ma! Moc jest najważniejsza. – rzucił Hubert
-A co się z nim dzieje? No wiesz z tym rozrządem? – ciągnął Dawid
-Ma wadliwy rozrząd, za dużo wałków czy coś takiego. Czytałem na forum, no i kumpel mi mówił, on się zna, bo miał takich scorpio na morgi.
-E tam. Do kitu taka zabawa. Nie ma mocy nie ma zabawy. Tzn. niby nie jest źle, ale niesmak pozostał.
W milczeniu doszli do sali i weszli na zajęcia. Kasztan usiadł zamyślony i przez cały wykład gapił się przez okno. A może rzeczywiście Dawid i Hubert mają rację? Przecież też końcu się na tym znają, jeden z nich miał takiego Scorpio w rodzinie, co prawda 1.8, ale ma sentyment do tych aut, a drugiego wujek miał słynny warsztat specjalizujący się w Fordach. Ale nie… Lumen i Kontri wielokrotnie mówili mu, że nie ma co się wygłupiać z 2.9 24V Cosworth, i pozostać przy zwykłym 2.8 12V o mocy 150 KM. Na tą budę w zupełności wystarczy, a przecież i tak miał w planach odchudzenie. Po co ma ryzykować awarię, skoro rezygnując tylko z ułamka mocy, może mieć silnik praktycznie wieczny? Uśmiechnął się w głębi duszy i dalej marzył o tym by widoczny zakręt pokonać siarczystym bokiem…
==================================================================
Przez cały tydzień Kasztan nawet nie kontaktował się z chłopakami. Wiedział, że jeśli Laki znajdzie tylko chwile to machnie mu jakiś element, a Kontri coś tam podłubie. Wolnych chwil miał mało, ale spędzał je głównie na rozmyślaniach i przeglądaniu aukcji internetowych w poszukiwaniu smaczków do Kluchy. Marzyły mu się takie rarytasy jakie miał Kontri, a podobno to co leżało w różnych skrytkach u Lakiego było tylko malutką częścią wszystkiego co posiadał. Był to zresztą strasznie tajemniczy człowiek. Nie było o nim wiadomo zbyt dużo, poza tym, że kochał stare Fordy i pochodził z jakiegoś miasta na wschód od Krakowa, które w poprzednim podziale administracyjnym było wojewódzkie. Był to najprzypuszczalniej Przemyśl lub Tarnów, bo rejestracje z tamtych miast najczęściej przewijały się na samochodach Kontriego, chociaż nie był to żaden wyznacznik, bo wielokrotnie zdarzało się widzieć Kasztanowi te same rejestracje na różnych autach, lub różne rejestracje na tym samym pojeździe. Zresztą były dni że jeden samochód miał inne blachy z przodu, a inne z tyłu. Samochodów Kontrabas miał pełno. Były to przeróżne stare Escorty, Capri, Granady, Taunusy i Sierry. Różnych generacji. Sam Kasztan naliczył tych samochodów 9, a znał go dość krótko i nie widział wszystkiego. W Fordowym podziemiu krążyła plotka, że w jego rodzinnym mieście jest podwórko, które całe zastawione jest jego Fordami, a w rogu stoi szopa w której trzyma swoje największe skarby, w tym kompletny układ przeniesienia napędu od RS200. Wszystko to były jednak plotki, o które nikt nie śmiał się go zapytać, bo na jakiekolwiek pytanie o jakiekolwiek szczegóły odpowiadał "Nie wiem" wstawał, obracał się na pięcie, wychodził i znikał na kilka dni. Wpadał wtedy w jakiś ciąg palenia zielska, z którego otrząsał się dopiero po kilku dniach, kiedy chyba zapominał, kto i o co go zapytał. Kontaktu z nim nie miał wtedy nikt. Znikał niczym śliwka w kompocie lub paliwo podczas pełnego otwarcia przepustnicy w V6 z rodziny Cologne. Po kilku dniach jednak zawsze wracał i z pasją zabierał się do tego co robił przed zniknięciem.
Była niedziela, Kasztan wszedł do garażu i zobaczył kluskę w pięknym kolorze czerwieni. Samochód prezentował się świetnie. Ekipa remontowa popijała już piwo i była gotowa do prac wykończeniowych. Odpalili na pełen regulator Zakopower, ulubioną kapelę Kasztana i przystąpili do przykręcania wszystkich detali, zrywania papierów i folii oraz czyszczenia. Kasztan już widział siebie, dumnie upalającego kluskę pod oknami uczelni oraz tłumy wiwatującego na jego cześć. Był wniebowzięty, że chwila ta zbliża się wielkimi krokami.
Była niedziela, Kasztan wszedł do garażu i zobaczył kluskę w pięknym kolorze czerwieni. Samochód prezentował się świetnie. Ekipa remontowa popijała już piwo i była gotowa do prac wykończeniowych. Odpalili na pełen regulator Zakopower, ulubioną kapelę Kasztana i przystąpili do przykręcania wszystkich detali, zrywania papierów i folii oraz czyszczenia. Kasztan już widział siebie, dumnie upalającego kluskę pod oknami uczelni oraz tłumy wiwatującego na jego cześć. Był wniebowzięty, że chwila ta zbliża się wielkimi krokami.